Pogoda się poprawiła,więc walnęliśmy skromną traskę.

Trochę podjazdów,a potem wziuuuuuu :)



Sletib już grozi wyjazdem do Białegostoku.
Oby mu się nie udało ;)

No wreszcie nie musieliśmy się obawiać burzy :)
Przez całą drogę do babci towarzyszyły nam chmary owadów.
Ale za to się nieźle opaliliśmy :)


Kozłów i Wierzbica.



Grzeczne ptaszyska :)



Teraz już czuć,że lato nadchodzi :)

Miasto z okolicami.

Do znajomka w celach prywatnych,a potem dłuższą drogą do domu.

Jechnęliśmy wpierw do znajomego,a potem wprost do babci.
Do domu zdążyliśmy przed wielką,ciemną,burzową chmurą.

Pies urwał się wujkowi ze smyczy i latał po ulicy.
Jak nas zobaczył,to biegł za nami :)
Średnia taka sobie,bo się biedak męczył.
Ale przynajmniej dał radę :)

Mieliśmy od razu jechać do babci,ale chcieliśmy sprawdzić pogodę.Jak zobaczyliśmy,że nie zanosi się na burzę,to pojechaliśmy w trasę :)


Pomnik papieża.



Ładna figurka :)



W biedrze się zaopatrzyliśmy w jedzonko i picie,bo mieliśmy tego mało,a do domu był spory kawałek.

Było bardzo fajnie.
Chociaż takie pogody powodują,że coraz mniej wierzę w prognozy ;)