Najpierw pojechałem do kościoła na drogę krzyżową, później pokręciłem się po mieście i okolicach. Przy okazji obserwowałem akcję wyciągania zakopanego ciągnika.
Przez kilka ostatnich dni pogoda nie zachęcała do jazdy. Dzisiaj też nie było lepiej, ale nie padało i było ciepło, więc wyszedłem na rower. Lekcje opóźniły mój wyjazd i wróciłem dopiero, gdy było ciemno.
Rano było pochmurno, ale z czasem się wypogodziło. Był ciepły i słoneczny dzień, więc pojechałem sobie na wycieczkę po wsiach.
Przed wyjazdem musiałem czyścić rower. Ale tutaj znów grzęzłem w błocie :)
Cudem udało się przejechać :)
Do domu ledwo się dowlokłem. Musiałem też robić przystanki po drodze. Na przyszłość będę zabierał ze sobą termos z herbatą i butelkę z czymś gazowanym.
Strasznie chciało mi się pić, ale nic nie wziąłem - ani picia, ani kasy. Toż to przeżycie :)
Po wielu miesiącach płaszczenia tyłka przed komputerem wreszcie wyszedłem na rower. Napompowałem sflaczałe kółka i pojechałem sobie po leśnych drogach. Kondycja słabiuteńka, a do tego błoto, więc średnia bardzo słaba.
Pojechałem sobie przez dębowo-grabowy las.
I jak tu nie wychodzić na powietrze, kiedy pogoda taka ładna :)
Poprzez kolejne błotnisto-lodowe drogi pojechałem do domu. Skutkiem tego były uwalone spodnie i buty oraz ubłocony support.