Miałem dzisiaj jechać w dłuższą trasę. Pomyślałem : przyjadę z kursu do domu, spakuję się i pojadę. Ciul z tym, że 34 stopnie w cieniu.
Niestety, kiedy wreszcie udało mi się wyjechać (herbata wolno stygła, jeszcze obiad jadłem), zorientowałem się, że biegnie za mną pies wujka. Psów raczej nie zabiera się na dalekie trasy :), poza tym on się szybko męczy, więc musiałem zawrócić i dopiero po 17:00 udało mi się czmychnąć.
Było za późno na dalszy wyjazd, więc pojechałem do kolegi. Do domu wracałem o zachodzie słońca :)
Ciekawe, czy uda mi się zrealizować wszystkie 6 zaplanowanych dalszych tras. Ogólnie sraka :(
Po raz pierwszy od dłuższego czasu pojechałem z Tatą do znajomego. Posiedzieliśmy u niego godzinkę, pogadaliśmy, zjedliśmy coś i ruszyliśmy dalej w trasę.
Na polach zaczęło padać, na szczęście słabo i szybko przestało. Na leśnej drodze znalazłem żetona ;)
Kawałek dalej przystanek na jedzenie i następnie do domu, bo było już późno.
Nie odpisałem instruktorowi na SMS-a, bo nie miałem z czego. Nie przyjechał po mnie, choć czekałem pół godziny. W ramach pokuty pojechałem po kartę ;) Po południu na zakupy.