Pewnie sam bym się nie zmotywował do jazdy, ale tata chciał jechać i nie odmówiłem. Nawet nie chciałem, bo wiedziałem, że będę żałował. Pojechało się niedaleko, do miejscowości Bógdał. Pomimo że pierwszy raz w tym roku wsiadłem na rower (wiem, wstyd), jechało się lekko i przyjemnie. Aż się zdziwiłem, bo wiatr nas hamował.
Trudno niestety się żyje z deprechą i niechęcią życiową. Dodatkowo jeszcze zawód miłosny mnie dobił :( Ale wierzę, że to się poprawi i roweras znów powróci na stałe.
Po niebie przewalały się cały dzień chmury burzowe, ale żadna do nas nie przyszła. W końcu po 18:00 się wybraliśmy na rower niedaleko. Pozycja siodełka już jest odpowiednia, ale mimo to nogi i dupa nie dają rady. Dużo było komarów i nie dało się zatrzymać. Jeden wpadł mi do oka. Inny zaś owad wleciał mi do ucha i się w nim miotał. Okropność! Znowu jechało pełno obcych rejestracji, co nie podobało mi się.
Cała niedziela przesiedziana w domu, dopiero o 19:43 zapadła decyzja o wyjściu na rower. Nie cierpię takiego marnowania niedzieli. Dla mnie to zawsze był dzień aktywności, czy to spacerowej, rowerowej czy samochodowej. Znaleźliśmy jedną kanię w lesie, chociaż wysuszoną i zwiędłą. Grzyby się powoli zaczynają i bardzo dobrze :) Widziałem sporo drozdów, kosów i innego ptactwa, innych rowerzystów oraz metry leżącego zboża.
Zanosiło się na burzę dzisiaj, ale ostatecznie nie spadło prawie nic. No tośmy się wybrali na rowerek z tatą. Musiałem się zawrócić do domu, bo nie wzięliśmy maseczek, a konfidenci są wszędzie. Zabrałem także słuchawki i smartfona, których początkowo miałem nie brać. Ze wspomagaczy to był izotonik i czekolada. Zdjęć nie zrobiłem, bo nie chce mi się tysiąc razy fotografować tych samych okolic, w dodatku niedaleko mnie.
Widziałem wkurzające zakochane parki, które oczywiście nie miały maseczek. Jak ja ich nienawidzę! Jeżdżą po całej drodze, w dodatku z prędkością babci idącej po bułki.
Pogoda była paskudna i zbyt zimna, jak na maj. Powinno być chociaż cieplej. Po niebie przewalały się ołowiane chmury, ale deszcz spadł niewielki. Nie chciałem jechać nigdzie rowerem, ale mimo to się zdecydowałem. Nie brałem słuchawek, bo nie zamierzałem słuchać muzyki. Przejechałem się z tatą na Bógdał i z powrotem. Na początku spadł deszcz, ale szybko przestał. Niestety bez spocenia się nie obyło, bo miałem na sobie bluzę i kurtkę poliestrową. Ciuchy przylegały do ciała i uniemożliwiały odprowadzanie ciepła. No ale nie było źle.
Mimo paskudnej pogody i tak cieszę się, że wyszedłem.
Wyszedłem w tą pochmurną niedzielę na przejażdżkę z tatą i siostrą. Ku mojemu rozczarowaniu wybrali sobie do jazdy trudny teren. Nasze rowery nie są do jazdy po piachu, a takim właśnie jechaliśmy. Trzeba było miejscami pchać.
Nie dało się jechać szybko po nierównych gruntowych drogach, w dodatku jechali z prędkością emeryta niosącego oświadczenie do ZUS-u, dlatego średnia tragiczna.
Godzinna przejażdżka z kolegą po lesie i okolicy. Wiem, dawno mnie tu nie było... ale tak będzie już niestety. Chyba że w przyszłym roku przyjdzie chęć na rower... ale nie gwarantuję :)
Nie zanosiło się na wyjście na rower, ale pojechaliśmy niedaleko późnym popołudniem. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że rower już mnie nie kręci. Dawniej był dla mnie przyjemnością, dzisiaj jest przymusowym wysiłkiem. :( Moje zainteresowanie rowerem od momentu pójścia na studia zaczęło gasnąć. Być może to przez brak czasu, a przez to stopniowy zanik chęci do jeżdżenia.
W każdym razie już nie mam takiej chęci i zapału do jeżdżenia, jak np. w 2015 roku. Wpisy jakieś będą się pojawiały, ale nie będzie ich zbyt wiele.
Przejechałem się ze szwagrem do Rokitna i z powrotem. I tak dzisiaj się z tatą nigdzie na rower nie wybieraliśmy, więc tym lepiej. Musiałem pedałować wciąż intensywnie, bo on jechał szosówką i wciąż jechał przede mną. Przez to średnia po raz pierwszy w życiu taka wysoka. :)