Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:630.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:38:26
Średnia prędkość:16.40 km/h
Maksymalna prędkość:40.30 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:30.02 km i 1h 49m
Więcej statystyk

Skromny dystans.

Środa, 15 lipca 2015 · Komentarze(0)
Dziś wybrałem się w nieco krótszą trasę, niż zwykle.
Powodem tego była wilgotna pogoda i możliwość deszczu.

Ten zaskoczył mnie niespodziewanie na polach. Czym prędzej pojechałem pod przystanek i poczekałem.
Gdy tylko deszcz osłabł, ruszyłem dalej. Dopiero później przestało padać.

W drodze powrotnej wstąpiłem do sklepu.

Zakupy oraz wioski.

Wtorek, 14 lipca 2015 · Komentarze(0)
Pogoda była wilgotna, a na niebie przewalały się podejrzane chmury.
Mimo tego wsiadłem na rower :)

Najpierw pojechałem opłacić sprawy, następnie przez las do wsi.

Od wilgoci nawierzchnia na szutrowej drodze w lesie stała się kleista i jechałem wolniej, niż ostatnio.

W drodze powrotnej wstąpiłem do Biedronki, na szczęście tym razem nie było tam aż tyle wygłodniałych napaleńców.

W nieznane :)

Piątek, 10 lipca 2015 · Komentarze(0)
Dzisiaj było już dużo chłodniej niż wczoraj, ale i tak wybrałem się w trasę.
Przedtem byłem w sklepie.

Pierwszy raz od dłuższego czasu musiałem założyć dłuższe ubrania, co powodowało pewien dyskomfort podczas jazdy.

Co i rusz spoglądałem, czy nie nadciągają deszczowe chmury.. na szczęście nie :)





Wielkie skupiska barszczu sosnowskiego w Wielkopolu.
Podobne napotkałem nieco dalej, chociaż tam był on już skoszony lub spalony chemikaliami.





Pojechałem nieznaną sobie drogą. Liczyłem na to, że do drogi krajowej będzie asfalt... niestety skończył się na rozstaju dróg. 
Do krajówki musiałem pokonać wyboiste drogi polne z wystającymi kamuchami.




Jazda drogą krajową była koszmarna. Nie dość, że było pod górkę, to jeszcze silnie wiało i jechało bardzo dużo samochodów.
Niebezpieczne były też tiry i autobusy, które mijały mnie w odległości kilkunastu centymetrów.
Skręciłem więc w spokojną, leśną ścieżkę rowerową, na której końcu znajdowało się takie urocze coś.




Silny wiatr nie opuszczał mnie już do końca trasy.
W drodze powrotnej wstąpiłem do Biedronki po chleb.

Tradycyjnie sklep zapełniony był motłochem, który nabrał całe kosze habaniny i musiałem czekać.

W ten upalny wtorek.

Wtorek, 7 lipca 2015 · Komentarze(0)
Byłem sobie po zakupy i później sprawdzić pewną wiejską drogę.
Asfalt skończył się pod lasem. Do samej krajówki jechałem drogą raz szutrową, raz piaszczystą z wielkimi kamieniami.
Rzucało potwornie ;)


Z niewiadomych przyczyn Pedolino stał na torach i po chwili ruszył dalej.

W drodze powrotnej wstąpiłem do Pieronki po lody.

Upał doskwiera :(

Poniedziałek, 6 lipca 2015 · Komentarze(0)
Zjadłem sobie obiadek, po czym Mama zadzwoniła do mnie, żebym przyjechał z łopatą, bo zobaczyła smolinosy ;)
Nim przyjechałem na miejsce, zdążyła już wyrwać kilka kwiatów. Nie zdążyłem, bo po drodze gadałem z kolegą.


Późnym popołudniem tradycyjnie wybrałem się na samotną wycieczkę po wsiach.

Czekam, aż wreszcie skończą się te cholerne upały :(

Miasto i wieś.

Niedziela, 5 lipca 2015 · Komentarze(0)
Tym razem samemu pognałem do kościoła na poranną mszę, a później do Biedronki.
Potem znowu musiałem wrócić się do innego sklepu.


Po południu pojechałem na wieś, ale zadzwonili po mnie i musiałem się zawrócić do domu.

W straszny skwar.

Sobota, 4 lipca 2015 · Komentarze(0)
W tą jakże upalną sobotę wybrałem się na wycieczkę do Sędziszowa.
Skwar był niemiłosierny.

Okolica, przez którą jechałem kilka lat temu, niewiele się zmieniła.
Zmieniono za to nawierzchnię do Krzelowa. Dawniej były tutaj straszliwe wyboje :)




Liczyłem, że uda mi się spotkać znajomych ze szkoły, którzy mieszkają w okolicach...
Niestety, na nikogo nie napotkałem. Pewnie wszyscy pochowali się przez skwarem ;)

Fajnie wyglądały wsie w tą niemal bezchmurną pogodę.




Pognałem do sklepu w naszym miasteczku i wróciłem się do siostrzeńca.

Spociłem się koszmarnie, ale nic to - wreszcie udało mi się więcej przejechać :)

Do pomocy i samotnie po wsiach.

Czwartek, 2 lipca 2015 · Komentarze(0)
Nie zdołałem zjeść obiadu, który sobie naszykowałem, bo musiałem czym prędzej jechać do Mamy. Zabolały ją korzonki, kiedy jechała po polnej ścieżce swoim starym składakiem.
Przywiozłem jej tabletki przeciwbólowe z wodą i pomogłem przewieźć zakupy :)


Późnym popołudniem pojeździłem sobie po wsiach.

Jak na złość drapie mnie gardło i zaczyna cieknąć z nosa. Urok jaki, czy kiej psińco? :(